Wielkanoc w Chmielnickim
Kolejna akcja charytatywna za nami! Tym razem odwiedziliśmy miasto, które znajduję się troszkę dalej od polskiej granicy. Byliśmy w Chmielnickim, do którego prowadzi bardzo wyboista, a wręcz okropna z punktu widzenia Polaka droga.
W drodze do Chmielnickiego, kiedy już przekroczyliśmy granicę oraz minęliśmy piękny Lwów musieliśmy zapomnieć o wszelkich zasadach ruchu drogowego. Raz jedziesz prawą stroną jezdni, innym razem lewą… Ominąć wszystkich dziur w drodze i tak nie zdołasz i tylko duża doza humoru, zwątpienia czy autoironii pozwoliła nam dzielnie znieść tę podróż… Jednak najważniejsze, że dojechaliśmy cali i zdrowi a nasz sasobus dalej ma cztery koła.
Po kilkunastogodzinnej jeździe wjechaliśmy do Chmielnickiego. Miasto nieszczególnie ładne. Szare, smutne tak jak i jego mieszkańcy. Widać, że od lat nic tu się nie zmienia. Zajechaliśmy do naszego hotelu, który był ładny, czysty i schludny – pozytywnie nas zaskoczył. W końcu mieliśmy okazję odpocząć. Kolejny dzień zapowiadał się bardzo intensywnie.
W sobotę wstaliśmy wcześnie rano. Czekało nas spotkanie z Polonią. Pojechaliśmy do polskiego Kościoła, gdzie dzieci uczęszczają na lekcje języka polskiego. Zawieźliśmy dzieciakom książki, gry planszowe, filmy na DVD i słodycze. Ksiądz proboszcz z tamtejszej parafii zaprosił nas na herbatkę. Porozmawialiśmy o Polonii, ich działaniach, potrzebach i życiu na Ukrainie.
Z plebanii odebrali nas wolontariusze – Aleksander i Alla. Wspólnie rozpoczęliśmy główną część akcji. To było ciekawe przeżycie – odwiedzaliśmy dzieci, których ojcowie zginęli na wojnie. Mieliśmy okazję wejść do ich mieszkań, zobaczyć jak żyją. Byliśmy bardzo przygnębieni wszechogarniającą biedą i ogromnym pesymizmem. Jednak z doświadczenia wiemy, że jako wolontariusze musimy podchodzić do wszystkiego z dystansem i uśmiechem na twarzach, aby choć na chwilę zarazić ich pozytywnym myśleniem.
Odwiedziliśmy również dom dziecka, w którym zamieszkiwały dzieci w wieku 0-6 lat. Zostawiliśmy dzieciom wiele podarunków (słodycze, odzież, chemię, pampersy, zabawki). Spędziliśmy u nich tylko chwilkę, gdyż dla takich maluszków obecność obcych osób była krępująca i dezorganizowała pracę opiekunkom. Naszą obecnością w domu dziecka zainteresowała się Chmielnicka telewizja, której Pan Petrenko udzielił wywiadu. 😂
Alla i Aleksander zaproponowali żebyśmy pojechali w jeszcze jedno miejsce – na wieś do przesiedleńców z Krymu. Rodziny Tatarskiej, która musiała opuścić swój dom i szukać miejsca, gdzie będą bezpieczni. Przyjechali do Chmielnickiego i osiedlili się w opuszczonej oborze. Jadąc do nich byliśmy załamani. Baliśmy się tego spotkania, ale chcieliśmy ich poznać. Wyboista droga zaprowadziła nas na wielkie podwórze, na którym stał budynek z wierzchu wyglądający całkiem dobrze. Weszliśmy do środka i musimy przyznać – niezła obórka! Zobaczyliśmy wspaniałych uśmiechniętych ludzi, którzy własnymi rękami i ciężką pracę przerobili oborę na wspaniały, ciepły, czysty dom. Co prawda śpią na materacach, na ścianach gołe pustaki, a zamiast sufitu deski i czarne worki, ale wszystko urządzone bardzo gustownie, z pomysłem…
Po ciężki dniu w Chmielnickim przypomniał nam się cytat z filmu „Rozumiem, skąd biorą się wasze biedy. Jesteście zbyt poważni. Wszystkie głupoty na Świecie robią się z poważną miną. Uśmiechnijcie się Państwo… Uśmiechnijcie się… “